Powolutku, pomalutku jakoś układamy sobie dni od nowa. Powoli biorę się za szycie: staram się chociażby jeden drobiażdżek na dzień uszyć -to taka odskocznia od problemów... chociaż zdarzyło mi się odejść od maszyny, bo przez łzy nic nie widziałam... Powoli zaczynamy godzić się z chorobą mojej Teściowej, co nie znaczy, że nie robimy nic, aby ją zwalczyć. Taka straszliwa diagnoza spadła na nas tak nagle, że nie umieliśmy się wszyscy pozbierać przez długi czas. Ja sama odwiedziłam mnóstwo stron www w poszukiwaniu skutecznego lekarstwa. Przeczytałam historie osób, które tez już nie rokowały nadziei, nie wchodziły już w grę ani chemia ani naświetlania, a jednak udało im się pokonać wroga. Jedna z tych osób pisała, że poszła potem nawet podziękować lekarzowi za to, że nie podał ani chemii ani naświetlań, które tylko osłabiłyby system immunologiczny.
Polecam super stronę, gdzie zainteresowane osoby znajdą mnóstwo istotnych informacji: http://amigdalina.com.pl/
(czytajcie tez komentarze!)
Na polu robótkowym powstało -jak wspomniałam- kilka drobiazgów.
Uszyłam trzy etui na telefony (pasują też na te szersze typu smartfon)
Dwa niebieskie szyte ze "słodziutkiej" bawełny:)
Wewnątrz biało-niebieskie paski:)
Trzecie etui w brązach i z kotkiem:
Poza tymi maleństwami uszyłam jeszcze prosty portfelik na drobniaki, zamówiony jeszcze chyba na początku stycznia...
A dzisiaj na podsumowanie tygodnia uszyłam jeszcze taki piórnik:
-który może też być kosmetyczką;)
Pozostały mi jeszcze do uszycia dwie okładki patchworkowe zamówione ho ho! temu, ale cóż zrobić... Jakoś trzeba ciągnąć ten wózek...
Miłego weekendu:)